Prezentujemy oryginalne wspomnienia pani
Jadwigi Beckowej które spisała po powrocie ze swojej pierwszej wizyty w
Anglii (1936). Jak byśmy dziś rzekli powstały one na zamówienie
ówczesnego ekskluzywnego dwutygodnika dla pań ,,Kobieta w świecie i w
domu". Z pierwszej ręki będziemy mogli poznać etykietę dyplomatyczną lat
trzydziestych XX stulecia wraz z obrazami świata w starym stylu jakiego
już nie ma i który zaginął z II RP wraz pożogą Drugiej Wojny Światowej.
Zapraszamy do lektury wspomnień pani Jadwigi Beckowej zapisanej piękną
nieco już dziś archaiczną polszczyzną.
,,Redakcja ,,Kobiety" zwróciła
się do mnie o wywiad z wizyty w Anglii. ponieważ od poczatku jestem
wierną prenumeratorką tego pisma, jest mi specjalnie miło być raz nie
tylko czytelniczką. Wywiad miała robić redaktorka p. Wanda Borudzka. I
ona i ja jesteśmy tak zajęte, że nawet nie miałam czasu opowiedzieć jej
prywatnie o tej wizycie. Może wiec uprościmy te sprawę?- ja napisałam
list, ona go wydrukuje- rezultat bedzie prawie ten sam."
Nałęczów, listopad 1936 rok. Jadwiga Beckowa.
Moja kochana Wandeczko!
Gdy
chcę Ci teraz pisać o Anglii, ogarniają mnie wyrzuty sumienia, że nie
spisywałam dokładnie wrażeń z poprzednich naszych podróży. Każda wizyta
oficjalna jest inna, a każda bardzo interesująca. Pasjonuje mnie zawsze
poznawanie ludzi, a towarzyszenie memu mężowi, od czterech lat, we
wszystkich wizytach oficjalnych zagranicę i na sesje Ligi Narodów daje
mi tę możność. Doceniam w pełni te okazje. No, ale o Anglii; a wiec
najpierw przeprawa przez kanał- to jest moja zmora, jeśli chodzi o ten
kraj! Boję się zawsze bardzo i jakiegoś wypadku i choroby morskiej. Ani
jednego, ani drugiego nie było, chociaż huśtało w obie strony solidnie.
Jak wiesz, znałam już trochę Londyn. Podczas oficjalnych podróży nie ma
właściwie czasu na dokładne zapoznawanie się z miastem. Przez większość
naszego tam pobytu była tam piękna pogoda i słońce, co jest podobno
wyjątkowe w tym czasie. Jadąc, wiedziałam już, że będę przyjęta na
audiencji przez Królową Wdowę (Maria Teck przyp. TP), uważam to za
wielki zaszczyt dla mnie. Na pewno
chcesz wiedzieć, czy miałam tremę- owszem, trochę, ale Królowa w
czarujący sposób ułatwia audiencję, zdając sobie na pewno sprawę, ze jej
rozmówczyni może być onieśmielona. Program naszego pobytu nie wszędzie
jest jednakowy i nie na wszystkich uroczystościach bywam razem z mężem.
Np. w Anglii Minister Spraw Zagranicznych ( Anthony Eden- przyp
TP)imieniem swego rządu, wydał obiad dla mego męża, przy udziale
pięćdziesięciu kilku panów. Tego wieczoru pani Eden, żona Min. Spraw.
Zagr., zaprosiła nas obie z Ambasadorowa Raczyńską, do siebie na obiad.
Było nas osiem osób. Nie mogę zapomnieć, jak pięknie wyglądała pani domu
w tonowanej fioletowej- mauve taftowej toalecie.
Cenię sobie ten wieczór. Nastrój był
swobodny, paliło się na kominku, w salonie na piętrze. Nie wiem czy
wiesz, że większość angielskich mieszkań jest położona na piętrach,
nawet przy małej ilości pokoi. Według mnie, ma to minus- schody, i
wielki plus, że rodzina nawzajem sobie nie przeszkadza. Gdy np. dzieci
śpią na II pietrze, to rodzice mogą swobodnie pracować, przyjmować na I-
szym, lub na parterze. W tym saloniku były wygodne i ładne meble, stały
w wazonach kwiaty, ułożone w sposób, który dotąd widziałam tylko w
Anglii. Robią tam bukiety, nie bojąc się mieszania różnych gatunków
kwiatów, w rozmaitych kolorach, pamiętając jednak o nie przejaskrawieniu
całości. Jadalny był na parterze. Piękne srebra dekorowały stół, paliły
sie świece, śliczna suczka blue- terrierka nie opuszczała nas ani na
chwilę ucieszona, ze wolno jej być dzisiaj z gośćmi. Jakiś nastrój
spokoju i wygody ogarnia, gdy człowiek znajdzie się w angielskim
,,home". Nie umiem Ci tego dokładnie określić co na to wpływa- może
opanowany charakter Anglików, może ten właśnie rodzaj gościnności, który
przewiduje czem dogodzić gościom można, a nie zamęcza zmuszaniem do
jedzenia i lawiną troskliwych dopytywań, może to, że meble są wygodne
nie tylko ,,na oko", może to, że kawę pije się wygodnie przy stole i już
wtedy wolno palić?
A może dzięki temu wszystkiemu razem. Na chwilę przyszedł pan domu
(obiad ministrów miał być dużo później) i z całą szczerością
powiedziałam mu, że martwię się w tej chwili, że nie umiem malować, bo
pani Eden w tej półstylowej wieczorowej sukni wygląda jak zjawisko.
Oboje sa tak ładni i młodzi, że to naprawdę wielka radość dla oczu
patrzeć na nich!
Potem wszyscy pojechaliśmy do teatru. W
,,Covent Garden" było ,,Wesele Figara"- gościnne występy drezdeńskiej
opery. Widownia olbrzymia, nabita ludźmi. Same fraki i wieczorne toalety
u pań. Innego znów dnia, gdy mąż mój był na audiencji u Króla (Edward
VIII przyp.TP), pojechałam do Lady Erskine, żony byłego Ambasadora w
Warszawie. Z
prawdziwą radością witałam państwa domu i ich córki. Rodzina cała
zostawiła tak miłe wspomnienia w Polsce, że chciałam chociaż trochę móc
okazać im serdeczną pamięć i w imieniu tych, co ich tu znali. Obie panny
Erskine rozumieją dobrze po polsku, studiowały tu w Szkole Sztuk
Pięknych. Teraz kształcą się dalej w Londynie i ostatnio jedna z nich
odniosła sukces na wystawie obrazów. Lady Erskine, podzielając moją
słabość do psów, zrobiła mi przemiłą niespodziankę, dekorując moje
nakrycie w jadalnym wieloma pieskami z włóczki. Nie śmiej się czytając,
bo przecież takie drobiazgi pamięta się z wdzięcznością i to jest
subtelny dowód szczerej gościnności i sympatii.
Pozatem dawałam jeszcze wywiady, a
właściwie znikomą ich część, bo jakoś ,,robiły się same", no, i
niedokładnie, a gdzieniegdzie nawet zupełnie inaczej niż było naprawdę.
Dali mi np. lata mego męża- to nieścisłość ich wzmianki. Dla kobiety,
każdy miesiąc jest wielką nieuprzejmością, a cóż dopiero lata!
Interesowano się bardzo memi ,,biżuteriami". Wiedziałam, że w Anglii, na
duże przyjęcia, wszystkie panie noszą djademy i piękne drogocenne
ozdoby. Łatwo to powiedzieć! Ponieważ nie chciałam banalnych imitacji a
interesują mnie rzeczy artystyczne, wykonane w Polsce, wiec zwróciłam
się do p. Henryka Grunwalda, który zaprojektował dla mnie i wykonał
,,biżuterię" z miedzi i mosiądzu. Miałam wielką satysfakcję w imieniu
swoim i autora, bo są to przedmioty oryginalne, artystyczne i krajowe!
Ale La Manche i te lata, to ciernie w londyńskiej wizycie!
Na raucie w naszej Ambasadzie, tańczyła
p. Paula Nireńska a p. Dora Kalinówna śpiewała angielskie piosenki i
polskie ludowe. Towarzystwo angielskie szczerze się nimi zachwycało, a
kochani Ambasadorostwo Raczyńscy byli bardzo zadowoleni, że obie nasze
artystki były w tym czasie w Londynie.
Byliśmy na wspaniałym bankiecie u Lorda
Majora Londynu w Guildhall. Dostałam się tam, jako kobieta cudzoziemka,
dzięki protekcji Min. Edena. Umyślnie zostawiłam ten punkt pod koniec
listu, bo to już muszę długo opisywać, ponieważ wrażeń i emocji było
bardzo dużo. W głębi olbrzymiej sali, na podwyższeniu, siedział Lord
Major z żoną i ze świtą. Za nimi stało kilkanaście młodych dziewcząt w
jasno lila toaletach, z pękami złoto- zielonych orchidei w ręku.
Wywoływano głośno nazwiska wchodzących. Trzeba było defilować wśród
setek nieznanych ludzi, otrzymując od nich mniejsze lub większe oklaski-
to taki zwyczaj.
Nie mogę się skarżyć- nasz Minister Spraw
Zagranicznych porządnie był oklaskiwany. Z Anglików burzę braw dostał
Premier Baldwin i minister Eden.
Stałam na podwyższeniu z mężem, w grupie angielskich dygnitarzy i
członków Korpusu Dyplomatycznego. Gdy przyjrzałam się, jak wielki
dystans od drzwi musiałam przespacerować, wśród tłumu nieznanych ludzi,
lustrowana od stóp do głów, przeleciała mi wesoła myśl przez głowę:
świetnie się stało, że na ten wieczór nie wzięłam sukni z trenem! No,
ale to jest mała dygresja. Na ten wieczór warto było mieć kilka par
oczu! Zwyczaje, związane ze zmianą Lorda Majora Londynu, sięgają VI
wieku. Tradycyjny ceremoniał trwa do dzisiejszych czasów. Ten wielki
bankiet był zakończeniem cyklu uroczystości. Gdy wszyscy się zebrali,
uformował sie pochód. Naprzód szli trębacze. Lord Major z żoną Premiera.
Lord Major miał na sobie historyczny strój, perukę i płaszcz z trenem,
który niosła lila ubrana mała dziewczynka. Za nimi szedł Premier z żoną
Lorda Majora, ta ostatnia miała złotą toaletę, z wielkim trenem,
niesionym przez chłopczyka w lila ubranku. Potem parami dziewczęta lila,
mające we włosach, jako ozdobę, złote listki. Ich suknie były moderne.
Pilnował kolejności stawania w orszaku i formowania par jakiś dygnitarz
miejski w czarnej todze i peruce. Rząd cały był w mundurach, dyplomacja
także. Sądownicy w togach i perukach. Widziałam różne mundury wojska i
dawne dworskie. Były
i zwykłe fraki, ale z krótkimi jedwabnymi spodniami. Obraz całości
niezapomniany, ale tak barwny i nieznany, że gubię się w szczegółach! A
weź pod uwagę, gdzie tobyło- Guildhall ma tak piękne wnętrza, meble,
obrazy, ze naprawdę jednej pary oczu było za mało! Uroczystym pochodem
doszliśmy do wspaniałej, gotyckiej sali, miał być bankiet, na którym
tradycją jest szereg mów. Zwyczajem angielskim- nie wstawać, gdy
toastują na twoją cześć.
W tej sali, przez którą tyle setek lat
przeszło, ich Premier mówił pierwszy raz o Polsce, a ich Minister Spraw
Zagr. zwrócił się z toastem do swego polskiego kolegi i wśród braw
powstały setki osób, biorących udział w bankiecie. Była piękna ceremonia
na cześć Przyjaźni- wszyscy piliśmy po kolei ze złotego pucharu. Treść
tego, co działo się koło mnie, zmuszała do skupienia i głębokiego
szacunku dla ich tradycji, na które może sobie pozwolić wielki naród.
Forma, a raczej oprawa rozpraszała uwagę. Te średniowieczne stroje,
heroldowie w historycznych ubiorach, wspaniałe złote misy, dzbany i
puchary stojące wokoło, muzyka, mowy, nie wszystkie dla mnie zrozumiałe-
czułam się jak zagubiona i zaczytana w trudnej książce o dawnych
czasach. Zdania o Polsce też mnie do rzeczywistości nie mogły
doprowadzić, bo przecież ,,wtedy" także Polska była i to jaka!
Wróciłam do hotelu rozmarzona, wdzięczna
okolicznościom, które mi pozwoliły uczestniczyć w tym wieczorze i
starającą się zapomnieć, że kilkuset panów, przez kilka godzin paliło
cygara. Właściwie to z mego chaotycznego opisu możesz sobie wyobrazić,
że; tu zjadłam, tam zjadłam, przejechałam dwa razy kanał z duszą na
ramieniu i już. Nie zapominaj, że z sąsiadami przy stole i po jedzeniu w
salonach są rozmowy. Czasem zna się nazwiska, czasem nie. Mając nawet
trochę informacji przedtem, trudno jest od razu rozróżnić tylu nowo
poznanych ludzi, trudno zapamiętać wszystkie twarze. Trzeba bardzo
uważać żeby się nie mylić. Rozmawiać bardzo lubię, lubię coś usłyszeć
nowego, ambicjonuje, żeby nie wydać się niemondrą. Ciekawią mnie ludzie,
ale oni także często chcą coś ode mnie usłyszeć, o moim kraju, o
różnych sprawach z Polską związanych i czuję wtedy wielką
odpowiedzialność za tę cząstkę ,,reprezentacji", jaka mi przypada. A na
tego rodzaju przyjęciach poznaje się wysoką klasę mózgów. Rozumiesz, że
to może po prostu pasjonować! Wrażenia są bardzo silne. Nie będę Ci już
opisywać tego co mówiłam dla ,,Polski Zbrojnej" o Armistice Day co
wzruszyło mnie najbardziej i nic Ci już nie powiem poza tym, że podczas
takich dni napięcie psychiczne jest naprawdę bardzo duże. Przeżywa się z
tak wielką dumą i radością świadomość, że jest się Obywatelką Wielkiego
Kraju, Kraju, który, bez względu na swoje złe i dobre okresy w
przeszłości, nie należy do t.zw. ,,pays nouveaux", czyli tworów
powojennych, ale ma swoje własne tradycje i swoją wielką historię.
Patrząc z innego kraju na Polskę, nie widzi się drobnych skaz- pozostają
tylko wyraźne, mocne kontury, uwypuklające to miejsce, które zajmujemy
na świecie. I za każdym razem widzę to coraz wyraźniej.
Jadwiga Beck
,,Kobieta w świecie i w domu"nr.23 rok XII 1.XII.1936
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz