Niewiele
już pewnie młodych osób miało przyjemność zakosztować w upalne letnie
dni tzw. ,,wody z syfonu". Lata 60. i 70. dwudziestego wieku to okres
największej świetności urządzenia nagazowującego wodę za pomocą nabojów
zawierających sprężony dwutlenek węgla. Ówczesna prasa podkreślała
zalety napojów gazowanych. Często klienci reklamowali napoje, które nie
były dostatecznie nagazowane. Mieć syfon należało do dobrego tonu.
Najbardziej
cenione autosyfony produkowały zakłady na Węgrzech i w NRD. Obsługa
była dziecinnie prosta. Do syfonu nalewało się wodę lub sok, do
specjalnej rączki wkładało się nabój, który poprzez wkręcanie zostawał
przebity i nagazowywał płyn. Naboje były oczywiście wymienne i zużyte
oddawało się do sklepu. Ci co nie mieli syfonu, a chcieli się
rozkoszować ,,gazowanką" korzystali z tzw. saturatorów, które były w
istocie ulicznymi syfonami, ale to już temat na inną opowieść. Koniec
lat 80. dwudziestego wieku przyniósł zmierzch domowego użycia syfonów.
Konkurencja
napojów pet okazała się nie do przejścia. Syfony odeszły do lamusa. Ale
nie do końca... Wiele cukierni i restauracji używa tzw. syfonów do
śmietany, które ubijają pyszną bitą śmietanę. Zielonego
syfon w naszym artykule to ,,Wodosyfon", bo tak nazywała to poularne
urządzenie Myszkowska Fabryka Naczyń Emaliowanych ( Myfama lub Światowid
).
Nie było tanie gdyż w 1979 roku cena za
nie wynosiła 268 złotych. Egzemplarz na zdjeciach podarowała
warszawskiemu Muzeum Techniki Pani Anna Rodak- Sniecińska, a zdjęcia
udostępnił nam Pan Witold Tchórzewski z MT .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz