Niewiele jest w historii polskiego kina
produkcji których głównym bohaterem jest morze. Pomimo dużej
popularności „filmu morskiego” na świecie, polscy filmowcy nieczęsto
sięgali po tego typu tematykę. Ale zdarzały się wyjątki. Pierwszym
polskim „filmem morskim” był „Zew morza”. Jego reżyserem jest Henryk
Szaro, jeden z najbardziej znanych przedwojennych twórców filmowych.
Głównym
bohaterem jest Stach (Jerzy Marr), który od dziecka marzy o podróżach
po morzach i dalekich krajach. Jako dorosły zostaje oficerem na wielkim
handlowym żaglowcu. Zakochuje się w córce właściciela okrętu, Joli (Nora
Ney), popada też w konflikt z Bosmanem, który postanawia się na nim
zemścić. W dalszej części fabuły w życiu Stacha pojawia się inna
kobieta, Hanka (Maria Malicka), z którą przyjaźnił się od czasów
dziecięcych, rodzi się uczucie. Niestety dla Stacha, chcąc pomóc
rodzicom, Hanka decyduje się na małżeństwo z bogatym sąsiadem.
Zrozpaczony bohater zaciąga się do marynarki. Zostaje napadnięty i
porwany przez Bosmana, a ostatecznie w uwolnieniu pomaga Hanka, która
przypadkiem dowiaduje się, że Stach został uprowadzony. Zrywa ona także z
bogatym sąsiadem i ostatecznie Stach i Hanka mogą żyć ze sobą długo i
szczęśliwie. Fabuła typowa dla filmu z tamtego okresu, a jednak dzieło
Henryka Szaro ma w sobie coś niezwykłego.
Jak
na przedwojenne kino, „Zew morza” był swego rodzaju superprodukcją. W
jego realizację zaangażowało się zarówno lotnictwo, jak i marynarka
wojenna, czego efektem są m.in. bardzo rzadkie w przedwojennym kinie
ujęcia lotnicze. Część zdjęć kręcona była na pełnym morzu, co również
jest ewenementem, zwłaszcza zważywszy na fakt, że zarówno w latach
’20-tych jak i ’30-tych najchętniej kręcono filmy w atelier, co było
sposobem znacznie prostszym i tańszym niż zdjęcia w plenerze. Oprócz
wątku miłosnego mamy też w filmie pewnego rodzaju wątek kryminalny, co
zaowocowało m.in. widowiskową na owe czasy i, jak to określali
recenzenci, „hollywoodzką”, sceną pościgu.
Jakie zdanie o filmie mieli recenzenci?
Nad wyraz pozytywne. Przeważały opinie mówiące o tym, że film jest
zrobiony na „światowym” poziomie. Recenzent Kina dla Wszystkich pisał na
przykład, że przed polskim filmem otwierają się „wspaniałe i
niezmierzone horyzonty, pozwalające snuć horoskopy, iż nasza kinowa
wytwórczość krajowa znajduje się w przededniu całkowitego zniwelowania
dystansu, jaki oddzielał ją dotąd od produkcji wielkoświatowej.”. Inny
wspominał z kolei, że „jeszcze parę takich filmów, a uprzedzenie do
polskiej produkcji kinowej minie bezpowrotnie”. Recenzenci chwalili
zarówno grę aktorską, jak i kunszt reżyserski Henryka Szaro, zauważając
przy tym, że „Zew morza” różni się od innych krajowych produkcji wartką
akcją i brakiem rozwlekłości fabularnej tak charakterystycznej dla
polskiego kina niemego.
Ciekawostką
może być fakt, że na potrzeby filmu zorganizowano jeden z pierwszych
castingów, który miał wyłonić odtwórców dwóch ról dziecięcych. Co
ciekawe, dzieci zostały wybrane nie na podstawie przesłuchań, a zdjęć
nadesłanych przez rodziców do gazety, która casting ogłosiła.
Można więc śmiało stwierdzić, że „Zew morza” był dla polskiego kina niemego przełomowy w niejednym aspekcie. (TP)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz